Lekarz leczony miłością (Zakład Medycyny Niekonwencjonalnej #3)
LEKARZ LECZONY MIŁOŚCIĄ
Rzecz dzieje się na terenie zakładu
medycyny niekonwencjonalnej. Jest tam skrzydło badań genetycznych, jest kącik
dla odklejonych literatów, instytut pracy ze zmysłami, gdzie praktykuje się
starożytną sztukę aromaterapii, i wiele, wiele innych. Głównym bohaterem jest
Akimov, znany z powieści "Terapia", który w zakładzie medycyny
niekonwencjonalnej przebywa na turnusie sanatoryjnym. Czasem jest pacjentem,
czasem lekarzem; płynna część opisanych wydarzeń jest jego tworem, ale nie
wszystko od niego zależy. Oprócz tego są lekarze, pielęgniarki i inne ciekawe, nieuleczalne przypadki. Zapraszam!
Łakocie i witaminy podano w miseczkach. Na jawie
nie są możliwe zagrania rodem z marzeń sennych. Chyba, że z boginią. Słowa bogini używam potocznie i proszę nie zapraszać do wyobraźni Afrodyty, czy Isztar.
Ciężko coś o nich sądzić realnie, gdyż są zbyt odległe od rzeczywistości
naszego czasu i przestrzeni.
- Nocnik! Kaczka! Służby zdrowia! Ratunku! - krzyczał głos w
tle.
Biel ścian dawno zszarzała, a pajęczyny trwały leniwo
kołysząc się na podmuchach przeciągu. Niedomknięte drzwi. Nie szkodzi. Z tego
zakładu, nikt nie ucieka. Złudzenie? Iluzja? Bazowaliśmy na błędnym założeniu.
Prawda w oczy kole, bije światłem, więc sycząc odwracamy wzrok, a trzeba było
wytrwać. Ostateczne zwycięstwo i rozpoznanie sensu było na wyciągnięcie ręki.
Psia krew.
- Panie doktorze, zlałem się! Uprzedzałem, prosiłem! -
słychać, a potem słychać rzucony w gniewie plastikowy kubek, którym pacjent
bezskutecznie próbował zastąpić kaczkę.
- Te boginie... Ta bogini... - pan doktor Akimov przechadzał
się korytarzem, śmierdzącym chlorem i trudną do zidentyfikowania wonią środków
dezynfekcyjnych. Gdzieniegdzie pachniało indyjskimi kadzidłami. Zanim przejął
ten oddział (Oddział Paranoidalnych Zaburzeń Wielobiegunowych U Literatów
Romantycznych), myślał, że wszystkie kadzidła pachną tak samo. Nie
przypuszczał, że można się tak bardzo pomylić. Najlepsze są jaśminowe, bo pachną identycznie jak jej majtki. Jak cała ona. Podniósł kubeczek.
- Piotrze - powiedział podchodząc do rozentuzjazmowanego pacjenta - czy
próbowałeś kiedyś dowiedzieć się, skąd pochodzą te emocjonalne napady?
Doktor jakby od niechcenia rzucił to pytanie. Jakby pytał w
kwiaciarni o kolor dostępnych róż. Koniecznie najdroższych. Koniecznie
najświeższych. Był zakochany.
- Panie doktorze, ale ja się zlałem w łóżko. Dzisiaj mi
Iwonka zmieniała prześcieradło!
- Ty chyba lubisz panią Iwonkę, co? - odpowiedział Akimov,
nie patrząc nawet na Piotra. Dalej wpatrywał się w sufit, opierał się niedbale
o metalowe obudowanie łóżka i wzdychał, och, wzdychał jakby miał zaraz się
rozpaść z tęsknoty!
- Panie doktorze - Piotr chrząknął i zaczął poprawiać się w
łóżku z pozycji leżącej do półsiedzącej. Podgrzebywał się na samych rękach,
próbując znaleźć dla swojego siedzenia mniej wilgotne miejsce.
- Nie po to oddaję swoje prawa autorskie, żeby mnie w
ten sposób traktowano. Dobrze na mnie zarabiacie z tego, co słyszałem, a o
głupi nocnik nie mogę się doprosić!
Doktor rzucił kubek na pościel i po chwili dostał nim w
głowę, lecz nie przejął się tym. Ziemia mogłaby się zapaść, niebo runąć ludziom
na głowy. Nic to innego jak głupstwa. Dzisiejszą noc spędził z istotą pozornie
tylko pochodzącą z płaszczyzny ziemskiej. Zapożyczyła ona cielesną powłokę od
pewnej przepięknej ukraińskiej masażystki, jednak dla mężczyzny, który jakimś
trafem zbliży się do niej, będzie to okazją do obcowania ze sferami wyższej,
niż ludzka wibracji.
Może tak być, że ona sama o tym nie wie. Nieświadomie
wypełnia swe przeznaczenie Pajęczej Wyzwolicielki. Okrutnej i Litościwej, jak matka,
która surowo karze swoje dziecko, by dojrzało zdrowo. Jak królowa broniąca
swych nieświadomych poddanych przed nimi samymi. Jak jesień czy zima witana
niepewnie, jednak bez nich przyroda nie zdoła się odrodzić. W tym stylu podobna
ta, która wprowadziła go na ścieżki poznania. Nadal nie wie, gdzie jest.
Przyszedł do pracy, jednak wszystko wokół niewiele go obchodzi.
- Panie doktorze pacjenci czekają, będzie pan przyjmował? - zapytała półnaga pielęgniarka. Pracujące w tym szpitalu pielęgniarki i przedstawicielki płci pięknej spośród personelu szpitala (oczywiście za wyjątkiem lekarek zaawansowanych specjalizacji) odchodziły na emeryturę w wieku trzydziestu pięciu lat. Pełniły one bardzo ważną rolę inspirowania pacjentów. Niektóre naprawdę zwalały z nóg. Z kolei koleżanki, podfruwajki, dziewuchy, kurwy, narzeczone, żadne nie miały wstępu na teren kliniki, a przecież by artyści byli płodni, w kimś musieli się zakochiwać.
- Proszę mi przypomnieć, dlaczego nasz męski personel chodzi
normalnie ubrany? - spytał umyślnie Akimov wymijając pytanie
pielęgniarki.
- Przecież pan wie. Ordynator nie znosi męskiego ciała, a poza tym kobiety ze skrzydła Szymborskiej nie inspirują się golizną. - Mówiąc poprawiała stringi wpijające jej się z przodu i z tyłu. Właściwie to sama je sobie specjalnie podciągała i opuszczała.
- Rozkoszne dziewczę, pomyślał Akimov,
jednak myśl ta zniknęła szybciutko jak spłoszony ptak. W jego głowie było
miejsce tylko na jedną. Nieziemska bogini. Drobna istota z którą spędził,
gorącą, piekącą, nerwową noc. Zbyt krótką by się wyspać. Noc, dla której
wieczność jest zbyt krótka by się nią nasycić. Jego jądra nabrzmiały bardzo i
dręczyły go, więc planował w głowie, rzucając spojrzenia na stringi
pielęgniarki i na to, co pod nimi, pójść do zabiegowego i ulżyć sobie.
- Przecież to zamknięty ośrodek. Nikt tu nie przychodzi na
wizyty. To lekarze odwiedzają pacjentów na salach - dziwił się doktor.
- Chodzi o odgrywanie ról, nie pamiętasz? - powiedziała doktor Monika zza pleców. - Masz problemy z pamięcią?
- Niski jak na kobietę głos, dziwnie seksowny - pomyślał.
- Spójrz no na mnie. Oj, jak Ty wyglądasz Akimov,
wstydźże się. Wyruchała cię znowu i się nie spuściłeś, tak?
Spuścił wzrok, potem nieśmiało podniósł oczy i przytaknął jak
dziecko, które przyznaje się, że coś zbroiło.
- Biedny. Chodź ze mną.
- Dzięki Monika. Wiesz, co... - zaczął mówić cicho, gdy ta
ciągnęła go wzdłuż korytarza pod rękę - mam pewien kłopot. pielęgniarka
odprowadzała ich wzrokiem. Nasieniowody, głupio się przyznać, ale
wiesz no jajka... Żylaki powrózka nasiennego.
-Przecież wiem, chodź.
Wyrozumiała i skuteczna pani doktor. Nie traciła czasu na
zbędne wyjaśnienia. Taki nawyk wyrobiony w publicznej placówce NFZ w czasach
sprzed wielkiego kataklizmu. Myk-myk! I następny. Ledwie wepchnęła swojego
kolegę po fachu przez drzwi i zanim się obejrzał już klęczała przed nim.
- Rozumiem, że miałeś bajeczną noc, ale nie zapominaj o
swoich obowiązkach. Nie wszystko kręci się wokół twojego... Ooo... kutasa. Zapomniałam,
jaki jest duży...
- Mhm...
- Chyba sperma ci się rzuciła na mózg, oprzytomnij! Weź się w
garść, przecież ta firma musi działać! Abbbmmm! Mmmgghh! - próbowała coś mówić
z pełnymi usta.
Komentarze
Prześlij komentarz