Czcigodny z wagonu restauracyjnego
Stukot kół. Pęd mknącego pociągu. Zapach "na galancie" zrobionej jajecznicy, tzw. Polskie śniadanie w wagonie restauracyjnym. Przyjemniej, niż na standardowych miejscach z nieprzypadkowymi przypadkowymi podróżnymi. Nogi można wyciągnąć lepiej. Więcej miejsca dla błądzących oczu; mniej zaduchu i covidów w powietrzu. Można też usłyszeć nie jedną ciekawa historię.
Czcigodny z wagonu restauracyjnego ma wiele twarzy i wiele ciał jednocześnie. Jeden zestaw na jeden pociąg przypadający. Stanowi centrum i oś wydarzeń. Przychodzą tu na audiencję konduktorzy, maszyniści, pasażerowie rzecz jasna i Prowadnice też spewnościom stawałyby przed obliczem wielce czcigodnego. Lub czcigodnej. (Przypis: Prowadnice to panie z obsługi rosyjskich kolei. Np. parzą herbatę. Są zalążkiem przedziału restauracyjnego, który w naturalny sposób wykształca się w bardziej ucywilizowanych rejonach świata.)
Patrzę na niedojedzony przeze mnie chleb jaki dostałem do jajecznicy. Dwa rodzaje. Dwóch rodzai. Ciemne, a obok bielutkie pieczywo, ułożone z dbałością o szczegóły. Wiem, że to czego nie zjem, niechybnie trafi do kosza na śmieci, ale cóż. Białe pieczywo to trucizna, więc macham ręką. Posiłek był doskonały i gdy przyglądam się temu co go zrobił jak krząta się przy pracy, stwierdzam, że ciężko mu coś zarzucić. Wchodzi konduktor i prosi o kawę.
- Jak się pracuje?
- W porządku. Stare śmieci. Przyzwyczaiłem się - odparł czcigodny przecierając i tak już nienagannie czysty blat. - Nie od dzisiaj to robimy.
- No ostatni co tu był to długo nie pociągnął.
- Taka specyfika pracy. Nie każdy wytrzyma takie coś. Dwa tygodnie w trasie i dwa w domu.
- A Ty ile w trasie teraz?
- Prawie miesiąc.
- Coo? Nie masz co robić w domu?
- Ano nie mam.
- Rozumiem. Każdy ma jakieś zainteresowania! - dodał śmiejąc się.
- Chociaż lekko nie jest. Czasami taki kocioł się robi bez pauzy że się czuję potem jak koń po westernie. - nie narzekał. Nie o to szło. Naprawdę lubił tę pracę.
- Co ty powiesz. Ale chyba przerwę miałeś nie?
- Tak, byłem za granicą.
Nagle *trRr*, telefon dzwoni. Czcigodny grzecznie przeprasza, a że kawa została już zaserwowana, z czystym sumieniem wszedł w wąski korytarz zaplecza. Rzut oka na te parę dosłownie metrów kwadratowych daje do zrozumienia jak genialnie ktoś to tam poukładał. Jak najwyższej klasy kawalerki. Stosunek miejsca wykorzystanego do przestrzeni dostępnej - klasa. Tylko łóżka brakowało. A może nie dojrzałem? W każdym razie odbiera telefon i ktoś widać znajomy przedstawia się w słuchawce, bo nagle twarz restauratora rozświetliła się w uśmiechu, a potem:
- Witaj mistrzu patelni! - a więc dwaj czcigodni po fachu, pomyślałem.
- No cześć, cześć. Znowu jeździsz? - na szczęście to nowoczesny pociąg był i cichy, a telefon chyba na maksa miał volume ustawiony, starczy rzec, że rozmowę słyszeli wszyscy obecni. Czyli ja.
- Były trudności. Dyrekcja wyraziła się jasno, że "ten pan już tu nie pracuje".
- Są takie przypadki haha. Ciekawe coś ty tam nawywijał.
- Nic wielkiego.
- No pewnie. I co zrobiłeś mordzia?
- Bujnąłem się na plecach, na Pędziakach. Szkoda że cię nie ma. (Przypis: Bujnąć się na plecach to użyć znajomości, a pędziaki to chyba Pendolino czy jak...)
- Ale inni są!
- Magic majster by się przydał.
- Ale inni są. - upierał się. Nie ma ludzi niezastąpionych.
- No są, są. Są stare ekipy. Są Danielki i Marcelki, itd.
- No to fajnie - odparł głos w słuchawce.
- Ej ale ty słyszałem, że przytyłeś, nie? - ogólnie wartka szybka rozmowa, zmieniane wątki. Tak jak to starzy kumple ze sobą gadają. Wszystko na raz.
- Oczywiście że tak! A Ty gdzie byłeś?
- W Holandii byłem.
- A ja wiem po co ty jechałeś tam.
- A ja nie wiem?
- No a jak? Mordzia ty wiedziałeś po co jedziesz.
- Tak wujaszku ja to wolę przypalić niż piwo pić - mówił opierając się jedną ręką o kontuar i wypatrując ewentualnych klientów.
- A słyszałeś to? - o, chyba jakiś żart się zbliżał, pomyślałem. - "Szanowny kliencie informujemy że wygrałeś cygańskie dziecko. Jeśli nie odbierzesz przyślemy całą rodzinę."
- Hahaha!
- Albo takie ogłoszenie - dodał głos. - "Poszukiwany pilnie pracownik na stanowisku operatora kija baseballowego."
- I co, hehe zgłosisz się?
- Co Ty, ja to już na emeryturze.
- Przecież dopiero co miałeś zmianę kodu! (Przypis: zmiana kody - czwórka z przodu)
- No wiem haha!
- Hahaha!
- A Ty pamiętasz Kaczora Donalda? - głos ze słuchawki roznosił się czysto, a restauratora w ogóle to nie peszyło.
- Kogo?
- No tego co z nami jeździł na Toruń-Bydgoszcz.
- A no wiem, to co z nim?
- Słyszałem, że wyjechał do Australii, bo w ZOO szukali rozpłodowca dla samic kangura.
- Hahaha!
- To był pacjent weź. Tak mi się przypomniał teraz. Pamiętam jak pisał skargi na maszynistę, że za szybko jeździ i mu parówki z garnka wypadają.
- Ja to nie rozumiem takich ludzi.
- On taki był. Pisał skargi na wszystkich łącznie z konduktorem a my pisaliśmy na niego raporty. I w końcu mu powiedziałem: "jeszcze raz coś odwalisz to mnie nic nie obchodzi wysiadasz na najbliższej stacji i wzywam policję."
- No jazda. A pamiętasz jak razem połamaliśmy pantograf?
- Hahaha! Nie było tego.
- No pewnie.
Urzeczony tą całą niecodzienną konwersacją wyjrzałem za okno, bo oto zbliżała się moja stacja. Pociąg wjeżdżał w tunel i w miejscu gdzie skośnie wznosiły się ściany pełne grafity i napisów, światła słonecznego było jeszcze na tyle dużo, że dało się odczytać treść tej radosnej twórczości.
*PUTIN ZAKOŃCZYŁ PLANDEMIE*
Minęła dłuższa chwila (czyli ile? Nie wiem! Dwie, trzy minuty) i zorientowałem się, że Czcigodny obsługuje szanowną klientelę.
- Teraz jesteśmy niedaleko dworca to spokojnie z zasięgiem. - mówił podtykając terminal płatniczy pod rękę okularnicy w średnim wieku.
*Piiip*
- No i poszło.
- Dziękuję - odparła chowając kartę do portfela.
- Ale muszę pani powiedzieć, że w Pendolino ("pędziaki!" - pomyślałem) to po 20 tysięcy kroków na trasie za zasięgiem do terminalu zdarzyło mi się chodzić.
- Proszę pana to jest bardzo zdrowa aktywność fizyczna.
- No tak tak. - grzeczność na pierwszym miejscu, klasa i renoma firmy. Twarz przedsiębiorstwa!
- Pasterze długo żyją proszę pana, a wie pan dlaczego?
- Proszę mi powiedzieć.
- Bo dużo chodzą. Ci co dużo chodzą są bardzo zdrowi.
- Aha, no to dobrze dla mnie. - rzucił i już się rwał domywać patelnię.
- Proszę pana. - zatrzymała go jeszcze, zawiesiła na ułamek sekundy.
- Tak, słucham?
- Jest pan pasterzem.
Komentarze
Prześlij komentarz